poniedziałek, 19 grudnia 2016

Król Lew – Nowa Era Rozdział 12 – Tajemnica i Złoziemska przywódczyni


(Zanim zaczniesz czytać uprzejmie proszę o przeczytanie tekstu na samym dole. Dziękuję i życzę miłego czytania.)
         Tej samej nocy:
- Co…!? – prawie wrzasnął Nguvu, ale Nyota w porę zatkała mu pyszczek łapą.
- Nie wrzeszcz tak jeszcze rodzice usłyszą. – skarciła go – a wtedy będziemy mieli kłopoty.
- Przepraszam – mruknął lewek i dalej mówił już szeptem – ale to niemożliwe bo przecież magia nie istnieje.
- Teraz przynajmniej wiem już gdzie byłaś jak cię nie było – powiedziała groźnie Nyota.
- No wiem – przyznała Uchawi ze spuszoną głową – już nigdy więcej tam nie pójdę.
- Ale to jest chore – wtrącił się Nguvu – nasza rodzona siostra jest wcieleniem jakiejś boskiej  lwicy i na dodatek posiada jakieś moce. I co jeszcze może Kovu nie jest naszym ojcem tylko jakaś godzilla!?
- Czyli, że mi nie wierzycie? – spytała Uchawi.
- Ja ci wierzę. – odpowiedziała Nyota.
                Nguvu spojrzał na nią jakby zobaczył ducha.
- Cały świat stanął na głowie! – wyjąkał lewek.
- To by wyjaśniało skąd się wzięła ta jej gwiazda na łapie.
- Jaka gwiazda? – spytała zdziwiona Uchawi.
- Nie zauważyłaś, że masz gwiazdę na lewej łapie? – spytała Nyota.
                Uchawi pokręciła przecząco głową i podniosła łapę żeby się jej przyjrzeć po czym wytrzeszczyła oczy. Rzeczywiście, na środku łapy znajdowała się tak jakby wypalona sześcioramienna gwiazda.
- Skąd o tym wiedziałaś? – spytała podejrzliwie lwiczka.
- Widziałam ją jak spałaś na brzuchu – odpowiedziała z uśmiechem Nyota.
- Dobra to się robi dziwne idę spać. – powiedział Nguvu.
- Może pójdziemy jutro z tym do Rafikiego? – spytała lwiczka.
- Akurat dzisiaj mi mówił żebym do niego przyszła, więc OK.
- A ty idziesz z nami? – spytały lwiczki brata.
- Ja tam twierdzę, że to kompletna bzdura, ale mogę iść.

---
                Następnego ranka po śniadaniu dwie księżniczki i książę jakimś cudem wyrwali się z pod opiekuńczego oka rodziców i teraz ścigali się pod baobab Rafikiego.
- Hej gdzie tak biegniecie!?- usłyszeli za sobą i obrócili się.
                W ich kierunku biegli Tai, Zawadi i Maua.
- Idziemy do Rafikiego. – odpowiedziała Nyota.
- O super my też tam idziemy. – powiedziała Zawadi.
- To chodźmy razem. – zaproponował Nguvu.
- Świetny pomysł. – powiedział Tai i po chwili razem biegli złożyć wizytę Rafikiemu.
                Po dość krótkim biegu ( oczywiście Tai się zadyszał) i mozolnej wspinaczce w końcu znaleźli się wśród korony baobabu gdzie już czekał na nich Rafiki.
- No nareszcie jesteście – powiedział gdy ich zobaczył – pozwólcie, że wam kogoś przedstawię. To jest Kisasi wasza nowa przyjaciółka.
---
                Tego ranka Kovu czując taką potrzebę wybrał się nad rzekę oddzielającą Złą Ziemię od Lwiej Ziemi. Miał takie przeczucie, że właśnie teraz powinien się tam znajdować. Nagle usłyszał za sobą głos, który wydał mu się dziwnie znajomy.
- Witaj Kovu.
                Odwrócił się i zamarł z przerażenia.
- M-matko!? – wystraszył się nie na żarty.
                Przednim stała Zira we własnej osobie uśmiechając się szyderczo.
- To niemożliwe. Przecież ty nie żyjesz.
- A czy ja wyglądam ci na trupa albo ducha? – spytała drwiąco lwica.
- Czego chcesz. – powiedział przez zęby szykując się do ataku.
- Spokojnie nie jestem tu żeby walczyć chcę po prostu zawrzeć pokój. – powiedziała na pozór łagodnie Zira.
- Ty, pokój nie wierzę ci.
- Rób jak uważasz, ale ostrzegam cię, że jeżeli pokój nie zostanie zawarty będziemy musieli walczyć a to może się dla was zakończyć tragedią.
- Jakoś mnie nie przekonałaś.
- Trudno daję twojemu stadu trzy dni do zastanowienia się. W przeciwnym razie będzie to oznaczać wojnę. – powiedziała Zira po czym odeszła zostawiając Kovu z własnymi myślami.
  
 
-----------------------------------------------------------
   Wiecie co już od dłuższego czasu chciałam to zrobić. Napisać w końcu trochę o tych wybrańcach i o nadchodzącej wojnie z Zirą. Tak na ogół to jeżeli ktokolwiek to czyta to proszę o zostawienie komentarza pod postem bo to naprawdę zachęca do dalszej pracy i daje mi takiego pozytywnego kopa do myślenia i im więcej pozytywnych komentarzy będzie pod tym postem tym szybciej pojawi się kolejny rozdział. A z drugiej strony to bardzo was przepraszam za moją prawie miesięczną nieobecność, ale mi się po protu nie zabardzo chciało i przez tydzień byłam chora i oczywiście brak weny też robił swoje. Nie wiem właściwie po co ja to piszę skoro i tak nikt tego nie przeczyta. Trzymajcie się i papaski.