piątek, 29 grudnia 2017

Król Lew Nowa Era (3) prolog + wyjaśnienia co do serii


                Gdzieś na pustyni młody lew plątał się bezradnie. W ciągu kilku dni nic nie jadł i umierał z głodu. Chęci do życia dodawała mu tylko jedna myśl. Myśl o zemście. To był też jeden z głównych powodów dla którego znalazł się na pustyni. Gdy próbował dostać się do jednego ze sąsiednich stad pewna lwica, której zrobiło się mu żal powiedziała mu o jaskini znajdującej się na pustyni, w której znajdzie instrukcję jak przywołać demona, który może mu pomóc. Sam na początku nie wierzył, że coś takiego istnieje, ale gdy jego zgłoszenie się do stada zostało odrzucone, postanowił sobie, że ją znajdzie a wtedy wszyscy pożałują, że go odtrącili. W końcu po długich dniach poszukiwania znalazł to czego szukał. Jakież było jednak jego zdziwienie gdy po przeczytaniu instrukcji nic się nie stało.

- Wiedziałem, że to jakieś bzdury! Kto normalny wierzy w jakieś demony!? – krzyknął w głąb jaskini i już chciał wyjść gdy nagle ziemia zadrżała pod jego łapami.

 Odwrócił się i ku jego przerażeniu zobaczył jak w powietrzu powoli tworzy się niebieska dziura, która zaczęła migać tysiącami kolorów. Wszystko wokół niego uniosło się w powietrzu, gdy z tej dziury wyleciała postać lwa, która zaczęła unosić się nad ziemią. Przerażenie na twarzy młodego lwa zmieniło się w przerażający i pełen zła śmiech, który rozległ się po całej jaskini.

- SZYKUJCIE SIĘ LWIOZIEMCY BO MOJA ZEMSTA BĘDZIE SŁODKA! – krzyknął, a jego śmiech jeszcze długo unosił się echem po pustyni.     
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
   No więc... cześć? Jak tam minęły święta? Dawno nie pisałam no nie? Więc... Nie. Zamiast ciągnąć tutaj monolog o tym dlaczego mnie nie było i co się ze mną działo, powiem wprost: brak czasu, weny, choroba i awaria komputera. Nie wydaje mi się bym musiała wam cokolwiek wyjaśniać na ten temat. Jeżeli chodzi o to dlaczego wstawiłam prolog K.L.N.E (3), a nie drugą część finału K.L.N.E (2) to dlatego, że nie mam jej napisanej i chyba nie zamierzam na razie nic z tym zrobić. Zdałam sobie sprawę, że ten rozdział będzie się składał wyłącznie z piosenek i wypadałoby coś jeszcze wymyślić. Nie wiem kiedy będzie, ale jeśli nic mi się nie uda wymyśleć do pierwszego rozdziału K.L.N.E (3) to zrobię wam takie krótkie streszczenie tego co się stało. Tymczasem trzymajcie się i życzę wam szczęśliwego nowego roku! :) Papaski XD

wtorek, 17 października 2017

Król Lew Nowa Era (2) Rozdział 8 część 1 - Czas na finał!



                Trwały już ostatnie próby do Kupatany. Kovu stał nie daleko wejścia na scenę i czekał aż te ,,trzy przemiłe lwice” się w końcu zjawią. Nagle podeszła do niego Vitani.
- Kovu tutaj jesteś. Mogę cię prosić na sekundkę? – spytała.
                Lew przewrócił oczami. Nie miał czasu na pogaduszki, miał przecież przywitać gości.  Mimo woli jednak poszedł za lwicą.
- O co chodzi? – spytał król gdy w końcu zatrzymali się daleko od miejsca przygotowań.
- Więc parę dni temu – zaczęła lwica - gdy byłam jeszcze obrażona na Kopę przyszła do mnie Kiara by mnie pocieszyć. Powiedziała coś co mnie bardzo zaniepokoiło. – powiedziała mierząc brata wzrokiem.
- I co powiedziała ? – spytał Kovu nie do końca wiedząc o co chodzi.
- Pamiętasz ten dzień gdy narodził się Ujasiri? Nikt nie wiedział, że Tifu była w ciąży. Nawet Kion, który podobno jest jego ojcem. – Vitani coraz bardziej podejrzanie wpatrywała się w oczy brata.
                Ten zrozumiał o co chodzi i tylko odwrócił wzrok. Mimo to i tak czuł jak oko jego siostry drąży go na wskroś.
- Kiara zawsze jest gotowa przebaczyć gdy wyrazi się skruchę. Boję się tylko co Kion zrobi gdy się o tym dowie. Wątpię by udało ci się to utrzymać w tajemnicy do końca swoich dni.
- A co proponujesz żebym zrobił? – powiedział lew nadal starając się nie patrzeć na siostrę – Nie da się tego odwrócić i ty dobrze o tym wiesz.
- Chcę ci tylko powiedzieć byś następnym razem myślał co robisz. Jesteś królem, nie powinieneś unikać konsekwencji swoich czynów. –powiedziała i odeszła zostawiając brata samego.
- - -
                W tym samym czasie trwała ostateczna próba przed rozpoczęciem święta. Miejsce wyglądało prześlicznie. Na polanie nie daleko od Lwiej Skały stały dwa równoległe do siebie rzędy baobabów, prowadzące do skały (przypominającej trochę Lwią Skałę). U jej podnóża znajdowało się coś na kształt sceny, na której występowały kolejne zespoły. Kion stał przy ,,scenie” i obserwował jak przechodzą próby, nadzorowane przez syna Zazu, Zuku. Przywódca Lwiej Straży czuł się zobowiązany aby obserwować przebieg prób, ponadto w zespole śpiewał członek Lwiej Straży Beshte, który był też jego przyjacielem. Zastępował swojego ojca i szło mu to nawet nieźle.
- Dobra robota Beshte! – zawołał Kion gdy przyszedł czas na odpoczynek – twój ojciec byłby z ciebie dumny.
- Dzięki Kion – powiedział hipopotam rumieniąc.
- Dobry wieczór chłopcy. – usłyszeli za sobą głos Simby – Świetnie śpiewasz Beshte. Widzieliście może Timona i Pumbę? Powinni tu już być.
- Nie widziałem. Ciekawi mnie też jakich gości Kovu zaprosił, żeby zaśpiewali.
                W tej chwili usłyszeli wołanie Zuku:
- Koniec przerwy!

- - -
                W czasie gdy trwały przygotowania, lwiątka właśnie na nie szły. Chciały iść same ponieważ musiały wysłuchać planu Uchawi. Jednak doszliby tam o wiele szybciej gdyby nie Tai i jego ciągłe ociąganie się.
- Daleko jeszcze – marudził Tai wlokąc się za resztą przyjaciół.
- Nie, jesteśmy prawie na miejscu. – powiedziała Nyota, która miała już dość jego narzekania, tak jak z resztą inni.
- O, już widać baobaby! – zawołał Chumba, który szedł przodem.
                Ale gdy tylko lwiątka podeszły do niego, ziemia osunęła im się pod łapami i z dzikim wrzaskiem wpadły do dziury. To była pułapka z której nie prędko uda im się znaleźć wyjście.
  --------------------------------------------------------
No nareszcie znalazłam czas (i ochotę) na napisanie kolejnego rozdziału! Mam nadzieję że warto było czekać i tak jest to pierwsza część finału K.L.N.E (2), więc następna pojawi się... nie wiem kiedy :b Trzymajcie się ciepło i papaski!!!

piątek, 29 września 2017

Król Lew Nowa Era (2) Rozdział 7- Hipnoza



                - (Ach, piękny i słoneczny dzień. Na niebie nie ma ani jednej chmurki, a dookoła cisza i spokój. Co może pójść nie tak? )– myślała Uchawi gdy następnego ranka wyszła z groty.
                Wtem zauważyła swoich rodziców wracających z porannego spaceru.
- Mamo, tato! – krzyknęła do nich i pobiegła w ich kierunku.
- Dzień dobry Uchawi – powiedziała Kiara czule tuląc do siebie córeczkę.
- Cześć mamo, hej tato, jak wam minął spacer? – spytała brązowa lwiczka.
- Spotkaliśmy trzy przemiłe lwice, które zaoferowały nam, że zaśpiewają dla nas na święcie Kupatany. – powiedział Kovu.
                Uchawi poczuła ciarki na grzbiecie.
- A-ale jak to – powiedziała zdenerwowana – tato to są niebezpieczne syreny, które żywią się nienawiścią, tato!
- Nonsens – powiedział Kovu spoglądając surowo na córkę – nie wypada odmówić komuś tak miłemu i kulturalnemu jak te trzy lwice.
-(Co on wygaduje?!)- pomyślała Uchawi i ze strachem spojrzała swojemu ojcu w oczy.
                Przez ułamek sekundy zobaczyła w jego oczach błysk zielonego światła. Ten sam błysk zobaczyła również w oczach Kiary. Pełna strachu zaczęła się cofać aż w końcu biegła jak najszybciej zawiadomić innych.
                Na Lwiej Skale wszystko było już gotowe do święta Kupatany. Lwiątkom kazano siedzieć w miejscu i nie przeszkadzać w ostatnich poprawkach, więc siedziały naburmuszone w kącie.
- Dlaczego to zawsze my musimy siedzieć i się nudzić kiedy inni robią tyle ciekawych rzeczy? – narzekała wciąż Zawadi.
- Mi tam to pasi – stwierdził Tai przeciągając się rozkosznie na zimnym podłożu – przynajmniej nie musimy harować i wszystko robi się samo.
- A ty to byś nawet palcem nie kiwnął przez cały dzień grubasie! – warknęła Zawadi na swojego brata.
                Lwiczka już miała rzucić się na brata gdy cała zdyszana Uchawi wpadła do groty.
- Co się stało Uchawi? – spytała Nyota.
- Słuchajcie, nasi rodzice zostali zahipnotyzowani przez te syreny!!!
- Masz na myśli Kovu i Kiarę? Jak to? – powiedziała Maji, która dopiero co przyszła od ojca.
- No, spotkałam ich jak wracali z jakiegoś spaceru. Gadali jakieś głupoty, a ich oczy świeciły się na zielono! – powiedziała Uchawi robiąc ze swoich łap niby okulary wokół swoich oczu.
- A co dokładnie mówili? – spytała Nyota.
- Mówili, że te ,,trzy przemiłe lwice” chcą dać koncert na święcie Kupatany na co rodzice się zgodzili! Gdy próbowałam im powiedzieć, że te lwice to złe syreny, oni powiedzieli, że to czyste brednie i nie wypada odmówić komuś tak miłemu jako one.
- Rany i co teraz? Mama i tata są zahipnotyzowani, a za niedługo na całej sawannie wszyscy będą się kłócić. – powiedział Nguvu.
- Nie mamy wyjścia, będziemy musieli z nimi walczyć. – stwierdziła Nyota.
- A co jak nam się nie uda? – spytał nie pewnie Tai.
- Musi się nam udać, bo inaczej nic nie będzie już takie jak dawniej. – powiedziała Uchawi i wyszła z groty by pomyśleć w samotności.  
------------------------------------------------
    Taaa... rozdział krótki, ale nie za bardzo miałam na niego pomysła ;). Co do tego co wcześniej pisałam to postanowiłam, że rozdział 8 lub 9 będzie tym ostatnim. No więcej naprawdę nie mam nic do powiedzenia.
Trzymajcie się ciepło i papaski!!! XD 

sobota, 23 września 2017

JESTEM! WRACAM! NIE UMARŁAM! ŻYJE!

   Czy to ptak? Czy to samolot? Nie, to tylko ja wracam po ponad dwóch miesiącach przerwy! :)
A tak trochę poważniej to naprawdę nie wiem od czego mam zacząć, więc to co się ze mną działo i to jakie są plany na bloga przedstawię w punktach:

1. SZKOŁA. Przez to że zaczął się rok szkolny nie mam kompletnie czasu na żadne przyjemności. Nauka, nauka i jeszcze raz NAUKA.

2.Brak chęci i weny do pisania. Taaa... oczywiście, że mi się nie chciało nic pisać przez ostatni miesiąc wakacji. Taki leń jak ja woli oglądać głupie filmiki na youtubie niż wziąć swoją ciężką dupę, siadnąć przy tym ledwo dyszącym komputerze i pisać opowiadania o Królu Lwie. Ap ropo komputera...

3. Komputer mi się popsuł. Znaczy, nie że cały się popsuł, ale klawiatura mi się zalała przez co (oczywiście) nie  mogłam na niej pisać. Teraz mam nową klawiaturę, więc o to się nie martwcie. Jeszcze nie dawno komputer mi się zaciął i nie mogłam go uruchomić. Na szczęście wszystko już w porządku. :) 


   A teraz jeżeli chodzi o to co się będzie działo na blogu:

1. W najbliższym czasie możecie się spodziewać następnego rozdziału K.L.N.E. Jak oczywiście będę miała wenę i czas. Rozdział 8 będzie ostatnim rozdziałem z 2 części. Rozdziały będą się również pojawiać bardzo rzadko, bo jak już mówiłam NIE. MAM.CZASU.

2. Jeżeli chodzi o całą serię to planuję około 7 części. Mam już rozpiskę co, w której części będzie się działo i mam nadzieję, że z jakiś przyczyn nagle nie zrezygnuje. Chociaż w to raczej wątpię. Będą też takie krótkie serie pomiędzy częściami, tak aby jakoś urozmaicić trochę tego bloga ;).

3. Jestem ciekawa czy ktoś zauważył, że brakuje jednego rozdziału w 1 części K.L.N.E. Jeżeli tak to powiem tylko tyle, że pojawi się w swoim czasie, gdyż zawierał spojlery do następnych części.

4. Chciałam tylko przeprosić za brak jakiegoś specjalnego rozdziału na rocznice mojego bloga. Po prostu zapomniałam!:(

   No to by było na tyle. Teraz idę czytać lekturę i trochę odpocząć po 3 godzinach odrabiania lekcji. Trzymajcie się ciepło papaski! XD

poniedziałek, 10 lipca 2017

Król Lew Nowa Era (2) Rozdział 6 - Niezgoda i Romans



                Maji sama nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć. Chodziła po sawannie ze spuszczoną głową. Czasami wpadła na jakąś antylopę czy zebrę tylko po to by za chwilę znowu powrócić do swoich przemyśleń. Była wczoraj u taty. Nie czuł się za dobrze, ale to mu nie przeszkadzało opowiedzieć swoim dzieciom bajkę na dobranoc. Miał ogromną ranę na plecach i podbite oko. Do tego jeszcze ta cała sprawa z wybrańcami i tymi syrenami, które gdzieś zniknęły. Tak, to było dużo do ogarnięcia. I pewnie chodziła by tak cały dzień gdyby nie…
- Hej co się tak włóczysz księżniczko? – usłyszała nad sobą.
                Podniosła głowę i zobaczyła Moto siedzącego na drzewie.
- A co cię to interere? – odpowiedziała niegrzecznie lwiczka – I przestań mnie nazywać księżniczką!
- A co nie jesteś? – spytał znów lewek najwyraźniej czerpiąc przyjemność z niezadowolenia lwiczki – W końcu twój tatuś jest królem no nie? Może mam ci się teraz zacząć kłaniać co?
                Maji postanowiła go zignorować i skierować się w stronę wodopoju bo… bo tak.
- HAHAHAHAHAHA… - słyszała za sobą – no dalej idź się poskarż tatusiowi! Może od razu wyśle mnie na wygnanie?
                Lwiczka czuła, że nigdy się z nim nie dogada. I dobrze. Nienawidziła go całym sercem. Był taki arogancki, bezczelny, opryskliwy, niekompetentny, złośliwy… ah nie wiedział co jeszcze! W końcu dotarła do wodopoju i z miną pełną zadowolenia wlazła do wody. Ah, jak jej tam było dobrze! W wodzie czuła się wspaniale. Mogła wtedy się zrelaksować i oczyścić swój umysł z jakichkolwiek problemów. Nie ważne, że dzisiaj nie było za dobrze. Przecież jutro też jest dzień prawda?
- - -
                Tej nocy Vitani leżała już w swojej grocie z opatrzonymi ranami. Tego samego nie można było powiedzieć o Kopie, który nadal był u Rafikiego. Lwica nie mogła spać. Leżała więc na plecach wpatrując się swoim zdrowym okiem w sklepienie jaskini. Bardzo martwiła się o Kopę. Nadal jednak nie mogła pojąć dlaczego on ją uratował po tym jak ona na niego nawrzeszczała i go unikała. Teraz leży ranny u Rafikiego i to wszystko jej wina! Gdyby tylko zechciała go wysłuchać, gdyby tylko zechciała z nim porozmawiać. Ale zamiast tego musiała się fochać jak jakieś małe lwiątko. Wyszła z jaskini i popatrzyła się w gwiazdy. Wiedziała, że Skaza i Zira nie byli jej prawdziwymi rodzicami. Zastanawiała się czasem kim byli jej prawdziwi rodzice, co by teraz o niej pomyśleli i czy byliby z niej dumni.
- (Na pewno nie) – pomyślała i postanowiła odwiedzić Kopę i go przeprosić, chociaż wątpiła czy jej przebaczy.
                Szybko zerwała się i jak najciszej pobiegła w stronę baobabu Rafikiego. Gdy była już niedaleko zauważyła Kopę siedzącego pod drzewem.
- (Teraz albo nigdy) – pomyślała i cicho zbliżyła się na ,,bezpieczną” odległość od lwa. Ten jednak nie zwrócił na to w ogóle uwagi. Vitani w końcu zdobyła się na odwagę i podeszła nieco bliżej.
- Kopa… - szepnęła mu do ucha.
                Lew odwrócił się gwałtownie.
- Ach to ty – powiedział uspokajając się nieco – myślałem, że to Rafiki próbuje mnie przestraszyć żebym wrócił na baobab…
- Okejjj… - powiedziała lwica próbując powstrzymać się od śmiechu.
- Wiem, że to brzmi dziwnie, ale możesz mi uwierzyć, że tak jest. Więc co chciałaś?
- Ja chciałam cię przeprosić… - zaczęła Vitani kiedy przerwał jej Kopa.
- Za co? Za to, że cię uratowałem? – spytał Kopa.
- Ale to przeze mnie wylądowałeś ranny u Rafikiego! Dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego mnie… - przerwała bo nagle jej wargi spotkały się z wargami Kopy w słodkim pocałunku.
- Ludzie robią różne rzeczy, gdy są zakochani… - szepnął jej do ucha lew.
-----------------------------------------------------------------------------------
     Cześć wszystkim! Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Sama jestem z niego bardzo dumna i pisałam go wtedy kiedy miałam natchnienie do pisania, więc myślę, że nie jest taki zły. Jest też tutaj moja pierwsza napisana scena miłosna. Trzymajcie się ciepło i papaski!!!


czwartek, 29 czerwca 2017

Król Lew Nowa Era (2) Rozdział 5 - Nieudane polowanie



                                   UWAGA!!!
(Rozdział może zawierać przemoc. Jeżeli źle znosisz gdy bohaterom opowiadania dzieje się krzywda NIE czytaj tego rozdziału! Zostaliście ostrzeżeni.)          

          Przez dłuższy czas nikt nie śmiał się odezwać. W końcu Uchawi zdobyła się na odwagę.
- Ale… czy to znaczy, że już niedługo będziemy musieli…
- Zmierzyć się z Mabayą… obawiam się, że tak. – wtrącił Rafiki.
- Ale my przecież jesteśmy tylko lwiątkami jak mamy pokonać silniejszych od nas i jeszcze nie mogę używać swoich mocy i nie znaleźliśmy jeszcze wszystkich wybrańców i.. i.. i…. – denerwowała się Uchawi.
- Uspokój się. Lamentowaniem nic nie wskórasz. Musimy znaleźć inny sposób na pokonanie tych syren i Mabayi. – powiedziała Nyota próbując uspokoić siostrę.
- Czasami siła nie wystarczy by pokonać wroga. – powiedział z tajemniczym uśmieszkiem stary szaman przenosząc swój wzrok na Maji…
- - -
                Wciągu ostatnich kilku dni trwały przygotowania do święta Kupatany. Wszystkie zwierzęta harowały dzień i noc by tylko doprowadzić wszystko do najlepszego porządku. Kovu i Kiara jako władcy byli zobowiązani do nadzorowania prac nad świętem. Kovu się to wcale nie podobało, zwłaszcza, że Vitani wcale go nie słuchała tylko starała się być jak najdalej od Kopy.
- Jeżeli tak dalej pójdzie to w końcu nie wyrobimy się w czasie z tymi przygotowaniami. – mruczał niezadowolony pod nosem.
- Och Kovu daj im trochę czasu – uspokajała go Kiara, mimo iż miała już powyżej uszu jego ciągłe narzekania – mówię ci, że muszą ze sobą porozmawiać na spokojnie i nikt ich nie będzie do niczego zmuszał.
- Ta jasne – bąkną Kovu patrząc na słońce – chyba czas na polowanie. – powiedział czując jak burczy mu w brzuchu.
- Yhm zwołaj lwice i ruszamy. – powiedziała Kiara, która też czuła, że jest głodna.
                Polowanie nie szło jak najlepiej. Lwice nie mogły znaleźć żadnego zwierzęcia bo wszyscy przygotowywali się na święto Kupatany. Lwice już miały wracać kiedy Vitani zauważyła na horyzoncie samotnego nosorożca.
- Chodźcie zapolujemy na niego! – krzyknęła do lwic i pobiegła w jego kierunku.
- Vitani czekaj polowanie na nosorożca jest niebezpieczne! – zawołała za nią Kiara, ale ta jej nie usłyszała.
                Gdy znalazła się już blisko swojej ofiary, Vitani zwolniła kroku i przywarła do ziemi powoli skradając się. Kiedy znalazła się już wystarczająco blisko skoczyła wbijając swoje kły i pazury w szyję zwierzęcia. Jego skóra jednak była za gruba by lwica mogła się porządnie wgryźć i po zaciętych szarpaninach Vitani nie wytrzymała i puściła go wylatując w powietrze by z rykiem bólu uderzyć okiem w skałę, która leżała niedaleko. Zaś rozwścieczony i zraniony nosorożec ruszył na nią.
- - -
                W tym samym czasie nie daleko miejsca polowań lwic pod drzewem leżał Kopa, któremu nareszcie udało się wyrwać spod królewskich obowiązków i rozmyślał jakby tu pogodzić się z Vitani. Tak naprawdę to nie mógł nic wymyślić. Nie mógł też myśleć o niczym innym. Chciał by wiedziała, że jest dla niego najważniejsza na calutkim świecie. Może da jej kwiaty albo upoluje jej jakąś zwierzynę albo… Nagle usłyszał czyiś ryk. Wszędzie by go rozpoznał. Szybko zerwał się na równe nogi i niczym błyskawica biegł w stronę z kąt dochodził dźwięk.
- - -
                 Vitani leżała obok skały nie mogąc wstać. Jej łapa była złamana, a jej oko krwawiło. Słyszała z oddali ryki lwic i ich nawoływania, ale nie zwracała na nie uwagi. Wiedziała, że to już koniec z nią. Lecz nagle, kiedy nosorożec był już kilka kroków od niej coś uderzyło w zwierzę jak kula stalowa i powaliło je na ziemię. Lwica podniosła głowę by zobaczyć co się stało. To Kopa przybył jej na ratunek i teraz walczył z nosorożcem! Vitani chciała mu pomóc, ale łapa uniemożliwiała jej ruszenie się z miejsca. Kopa walczył dzielnie, ale jeden lew nie da sobie rady z wielkim i silnym nosorożcem. W pewnym momencie Kopie udało się mocno zranić zwierzę, ale za to nosorożec zdołał go uderzyć swoim wielkim rogiem. Lew wyleciał w powietrze i wylądował z wielkim hukiem na ziemi.
- KOPA!!!!! – wrzasnęła Vitani gwałtownie próbując wstać tylko po to by znów odczuć ból w łapie.
                Na szczęście lwice w porę zdołały przybiec na ratunek z Kovu, Kionem i Simbą na czele.
- Vitani!!! – usłyszała zraniona lwica zanim zemdlała.
------------------------------------------------------------------------
   Hej długo nic na tym blogu nie było bo ( przyznaje się bez bicia) nie chciało mi się nic pisać. :( 
Ale mam nadzieję, że rozdział ma jakikolwiek sens i nie ciągnie się jak rozgotowane kluchy. Tymczasem trzymajcie się ciepło i papaski!!! XD
PS: Kto się cieszy z wakacji? Bo mi się nudzi :(