niedziela, 9 lutego 2020

Kolejne info i (mam nadzieję) do zobaczenia :)

   Hej to ja! Tak, jeszcze żyje i mam się dobrze. Zamiast jednak robić długi wstęp o tym dlaczego mnie nie było powiem od razu, że sytuacja w jakiej ten blog i mój fanfic Króla Lwa się znalazł nie wygląda dobrze.
   Widzicie ostatnio jest u mnie dość ciężko z czasem gdyż wychodzę z domu o około 7 rano a wracam gdzieś tak po 6 wieczorem. A jeszcze trzeba lekcje odrobić, pouczyć się i tak dalej.
Ale przecież były ferie i mogłam przez nie coś napisać, prawda?
   No nie do końca.
   Ostatnio zaczęłam czytać więcej obcojęzycznej literatury, głównie w języku angielskim. Dość mocno zainteresowała mnie pewna seria książek pod tytułem "Skrzydła Ognia" czy też "Wings of Fire" po angielsku. Nawet zaczęłam pisać po angielsku swoje własne, autorskie opowiadania, gdy nagle się zorientowałam, że może wypadałoby dokończyć kolejny rozdział K.L.N.E, nad którym przyznam się że zaczęłam prace. Lecz gdy zasiadłam do komputera by go dokończyć... no cóż, może to zabrzmi trochę dziwnie, ale nie wychodziło mi w ogóle pisanie w moim własnym, ojczystym języku. Pisanie po polsku stało się udręką w porównaniu do pisania po angielsku i wiem, że brzmi to jak kolejna, durna wymówka, ale uwierzcie mi, że tak nie jest.
    Naprawdę mi zależy na dokończeniu mojej opowieści o Uchawi, ale nie jestem zadowolona z tego co ostatnio wychodzi spod mojej pisarskiej ręki. A przynajmniej jeżeli chodzi o język polski.
   Nie chcę robić nikomu fałszywej nadziei i mówić, że jak wszystko będzie dobrze, że gdy ogarnę wszystkie te rzeczy, które mam na głowie to wtedy wrócę, bo niestety nie jestem w stanie tego zagwarantować. Mogę jedynie obiecać postarać się coś napisać i opublikować jeszcze tutaj, ale nie jestem w stanie w 100% zagwarantować, że tak się stanie.
   Dlatego jak na razie porzucam tego bloga i to co tutaj piszę. Może pewnego pięknego dnia coś jeszcze tu opublikuję z Króla Lwa albo fanfiction do "Wings of Fire" nad którym ostatnio pracuje lub być może moją własną, autorską serię. Choć nie jestem pewna czy ktokolwiek tutaj zrozumie te historie jak zacznę pisać po angielsku.
   Do tego czasu pisała LilyLionSir i (mam nadzieję że nie) po raz ostatni, żegna się z wami.
Cześć.

czwartek, 4 lipca 2019

Król Lew Nowa Era (3) Rozdział 1 - Pierwsza lekcja polowania


,,Gdzieś na bezkresnej pustyni Sahary, pewien lew szukający odpowiedzi znalazł jaskinię, w której znajdowały się stare hieroglify. Opowiadały one o pradawnej istocie znającej odpowiedź na wszystkie pytania oraz jak ją przywołać. Lew bez namysłu przeczytał je i…”
- Dzieci, obiad! – zawołała Kiara.
- Ciociuuu – jękną Chumba – musimy teraz? Nyota miała właśnie dokończyć nam historię!
- Nic nie szkodzi Chumba – powiedziała Maji – myślę, że Nyota chętnie dokończy nam tą historię później. Prawda Nyota?
- Z wielką chęcią – zgodziła się lwiczka – zresztą sama chętnie bym coś przegryzła.
                Minęło dość dużo czasu od ostatniego spotkania z naszymi bohaterami. Uchawi, Nyota, Maji, Maua, Kisasi i Zawadi były już nastolatkami tak samo jak Nguvu, Moto, Chumba i Tai, którym zdążyła już wyrosnąć mała grzywka. Lwiątka też dość dużo podrosły. 
    Kopa po bardzo długim rozmyślaniu i przekupstwach Maji, zgodził się by jego córka została na Lwiej Ziemi razem z Vitani i Chumbą, sam niestety musiał wracać do swojego królestwa. Obiecał jednak, że będzie odwiedzał ich od czasu do czasu. Sama Maji, po tym jak zmiotła syreny za pomocą swoich mocy, przyłączyła się do naszych bohaterów.
                Po obiedzie lwiątka pobiegły do Rafikiego by rozpocząć codzienny trening. Trwał on dość sprawnie i bez większych problemów (oprócz Moto i Maji, którzy jak zwykle skakali sobie do gardeł i przy pierwszej lepszej okazji się atakowali).
 Później przyszedł czas na lekcję polowania. Nyota, Maua i Maji miały już swoją pierwszą lekcję. Dla Uchawi i Zawadi było to pierwsze polowanie na coś więcej niż małe motyle czy świerszcze, co sprawiało, iż lwiczki nie potrafiły usiedzieć w jednym miejscu i cały czas się przekomarzały i sprzeczały, która złapie większą zdobycz.
- No już spokój dziewczęta – mówiła im Zaidi, która była najbardziej doświadczoną w polowaniu lwicą w stadzie – Zaczniemy od małych zwierząt , ale najpierw trzeba was nauczyć podstaw.
                Niewielu wie kim była Zaidi zanim ona i jej rodzice przybyli na Lwią Ziemię. Woleli nie mówić o swoim pochodzeniu, jednak wiadomo było, iż na pewno nie pochodzą z sąsiednich królestw. Wyróżniały ich plamki na sierści, które układały się w różne wzory. Zaidi z początku bardzo nienawidziła swoich plamek. Były one bowiem powodem naśmiewania się z niej innych lwiątek, lecz z biegiem czasu przywykła do nich i zaczęła je sobie cenić. Co nie znaczy, że nie omieszkała zapytać o nie swoich rodziców. Nigdy jednak nie dostała jasnej odpowiedzi. Jej rodzice unikali tematu jak tylko mogli, więc w końcu przestała pytać. Gdy podrosła przyszedł czas na jej pierwsze polowanie, które (jak z resztą wszystkie) okazało się być sukcesem. Zadziwiało to inne, starsze jak i młodsze lwice. Kiedy stała się dorosłą lwicą, została mianowana przez dawną królową Nalę na lwicę naczelną polowań. Od tamtej pory stała się szanowana przez resztę stada i tak pozostało do dzisiaj. Mimo iż sama ich nie mogła mieć, Zaidi kochała dzieci, dlatego też to ona uczyła młode lwiątka jak polować.
               Po tym jak starsza lwica pokazała im podstawy, lwiczki zabrały się za próbne polowania. Rozeszły się w dwie różne strony, by znaleźć coś „małego’’ na co mogłyby zapolować. Oczywiście żadna z nich nie miała zamiaru upolować coś niewielkiego. Każda chciała za wszelką cenę zaimponować nauczycielce i przy okazji pokazać koleżance, że jest od niej lepsza.
Uchawi poszła w stronę baobabu Rafikiego, zaś Zawadi, w stronę wodopoju. Stwierdziła, że tam będzie najłatwiej znaleźć jakąś zdobycz, gdyż bardzo dużo zwierząt tam przychodzi.
W pewnym momencie, podczas wędrówki złapała trop. Nie był to jednak trop jakiejś surogatki czy też guźdźca, nie był to także trop antylopy. Był to trop innego lwa, nawet i dwóch! Lwiczka stanęła jak wryta. Zawsze jej powtarzano, że gdy złapie trop innego lwa ma natychmiast uciekać! Zawadi tym razem miała jednak inne zamiary i nie zamierzała słuchać dorosłych. Przecież poradzi sobie z dwoma lwami, a jeśli nie to po prostu ucieknie i tyle. Po cichu więc zniżyła się do ziemi i podążyła za swoim nosem. Zapach stawał się coraz mocniejszy. Po pewnym czasie dotarła do wodopoju, który był na granicy z Lwią Ziemią, a ziemiami niczyjimi. Wychyliła się nieco zza pagórka, na którym stała i przy tafli wody zobaczyła dwa lwy. Jeden wyglądał na lwiątko w jej wieku. Miał brązową grzywę i nieco jaśniejsze futro. Drugi zaś wyglądał na dorosłego lwa . Białe pasemka w jego grzywie świadczyły o jego już nieco zaawansowanym wieku. Wyglądał na nieco zmęczonego, lecz jego muskularne barki zapewne nadal utrzymywały swoją dawną siłę. Leżał przy tafli wody, gdy ten młodszy biegał wokół niego i coś mówił. Mimo wszystko nie wyglądali na groźnych, a nawet sprawiali wrażenie jakby zbłądzili.
Mała lwiczka zawahała się. Powinna była ich przegonić czy może im pomóc? Z jednej strony zawsze ją uczono, że obce lwy (a zwłaszcza włóczęgi) są niebezpieczne i muszą być przeganiane z Lwiej Ziemi. Z drugiej strony zaś pewna część jej chciała tam pobiec i poznać nieznajomych. Kto wie, może spotka ją jakaś przygoda gdy to zrobi? Tak, myśl o przygodzie rozwiała jej wszelkie wątpliwości. Powinna tam pójść i się przedstawić.
Zawadi, wcale się już nie kryjąc, zrobiła ważną minę i postawiła pierwszy krok w przód. Niestety w pewnym momencie potknęła się o kamień i jak głaz, sturlała się w dół na wyschniętą ziemię tuż przed łapy młodszego lwa. Ten odskoczył jak poparzony i wpatrywał się w lwiczkę jakby zobaczył ducha. 
Młoda lwica szybko podniosła się z ziemi.
- Kim jesteś? – spytał młody lew, nadal lekko w szoku.
- To ja tutaj zadaje pytania – odpowiedziała lwiczka, podnosząc łebek do góry. – Jestem Zawadi i chcę wiedzieć kim jesteście oraz co tu robicie.
- Jestem Duni. A to mój… - lewek spojrzał na starszego lwa i w jednej otrząsł się z szoku. – Proszę musisz nam pomóc, mój nauczyciel jest ranny! – wypalił nagle, podbiegając do lwiczki i łapiąc ją za ramiona.
                Zawadi szybko go odepchnęła i zrobiła kilka kroków w tył.
- Nie wydziwiaj – burkną lew, który dopiero teraz przypomniał sobie o ich obecności. – To tylko mała ranka, nic wielkiego. Zaraz się pewnie zagoi.
      Młoda lwiczka przyjrzała się starszemu lwu nieco dokładniej. Z bliska wyglądał o wiele starzej. Nie tylko jego grzywa zdążyła już lekko wypłowieć, ale i także jego futro, niegdyś zapewne ciemnego odcieniu brązu, teraz znacznie poszarzało, a gdzieniegdzie zaczynało być białe. Lwiczkę zdziwił również fakt, iż lew posiadał plamki, które układały się w różne dziwne wzory, zupełnie jak u Zaidi. Na jego ramieniu widniała paskudnie wyglądająca rana, z której sączyła się krew wraz z ropą.
- Ble, bez urazy ale to wygląda okropnie. – stwierdziła Zawadi, wskazując łapą na ranę.
- Wiesz gdzie znajdziemy kogoś, kto może nam pomóc? – spytał Duni ignorując swojego nauczyciela.
    Młoda lwiczka popatrzyła na niego ważnie. Czy zostałaby ukarana gdyby zaprowadziła ich do Rafikiego? Pewnie tak. No chyba, że uda się im przejść niezauważonym przez nikogo.
- W porządku – powiedziała Zawadi, udając chłodny ton głosu. – Ale musicie mi obiecać, że będziecie się mnie słuchać i będziecie się starać nie zwracać na siebie uwagi, dobrze?
     Duni pokiwał głową, natomiast stary lew tylko się skrzywił.
- Nie będzie mi żaden bachor mówił co mam robić.- próbował się wykłócać.
    Dużo potrzeba było argumentów ze strony Duni’ego by lew zgodził się pójść za Zawadi, a kiedy już się zgodził, tylko prychał i warczał przez całą drogę.
     Ich spacer nie trwał długo. Po krótkim czasie Zawadi była w stanie zobaczyć w oddali baobab Rafikiego.
- Jesteśmy prawie na miejscu.- oznajmiła swoim towarzyszom.
- Hej, hej Zawadi! – usłyszała nagle wołanie.                  
Lwiczka z przerażeniem spojrzała przed siebie i zobaczyła Uchawi, biegnącą w ich stronę.
--------------------------------------------------------------- 
                Hej cześć, pamiętacie mnie jeszcze? Nie? Ok. A tak na poważnie to nie mogłam się długo zabrać za ten rozdział. Został on skończony w chwili jego publikacji, a w produkcji był przez ostatnie 10 miesięcy, więc no. Macie tu mój profesjonalizm. Dziś dostałam akurat ataku weny twórczej, której mi ostatnio brakowało, więc stwierdziłam, że go skończę bo czemu nie. Chciałam was jeszcze poinformować, że jak na razie K.L.N.E zostaje postawione pod znakiem zapytania. Chciałabym się skupić na czymś innym w tym momencie, czymś moim własnym. Ale jak na razie trzymajcie się i papa! :)
 

czwartek, 6 września 2018

Początek lwów (mit K.L.N.E)


Na początku nie było nic tylko pusta przestrzeń wypełniona plazmą. Nagle coś zaiskrzyło i z tej pustki powstał gwiezdny lew Leo zwany również Mungu. Kilka minut później wokół niego zaczęły tworzyć się inne ciała niebieskie. Wśród nich były przeróżne gwiazdy i planety. Jednak żadne z nich nie było podobne do Leo, który poczuł się samotny. Postanowił więc stworzyć sobie rodzinę. Wziął z najbliższej mu planety trochę ognia, wody, ziemi i powietrza formując z nich lwicę, którą nazwał Maisha i obdarzył ją mocą życia. Następnie znalazł gdzieś w kosmosie martwą gwiazdę, uformował z niej lwa i nazwał go Kifo obdarowując go władzą nad śmiercią. Potem pożyczył jeden z promieni słońca i stworzył z niego Nzuri panią dobroci i światła. Wreszcie z najciemniejszego zakątka wszechświata zabrał trochę ciemności i wytworzył z niej Mabayę, którego mianował panem ciemności i wszelkiego zła. I tak prezentowała się ta cała niezwykła rodzinka. Mimo iż na razie nie tak wielka, rodzina ta miała już sporo problemów. Bardzo często wybuchały między nimi kłótnie o to kto jest potężniejszy, kto silniejszy i tak dalej. Leo nie był do końca z tego zadowolony, więc postanowił osadzić ich w różnych światach. Maishę osadził na plancie z której żywiołów powstała i nazwał tą planetę Ziemią. Lwica miała tam opiekować się naturą i pilnować porządku. Kifo zaś dostał świat, który był pod skorupą ziemską nazwany później Krainą Umarłych lub podziemiem. Na końcu Leo niestety nie mógł już znaleźć miejsca dla Nzuri i Mabayi, więc postanowił dziurę w przestrzeni, która została po jego stworzeniu podzielić na dwie części i jedną oddać lwicy, a drugą lwu. I tak we wszechświecie zapanował chwilowo spokój. Pewnego razu Maisha przechadzała się jak zwykle po swojej planecie, gdy nagle zauważyła, że nie ma na tej ziemi nikogo z kim mogłaby porozmawiać czy się pobawić. Owszem były wokół niej zwierzęta, ale najczęściej skupiały się na swoich własnych sprawach i ciężko było znaleźć kogoś do zabawy. Leo widząc to postanowił sprawić jej niespodziankę. Następnego dnia pokazał jej jak stworzyć życie by mogła sama zrobić sobie swoją własną rodzinkę. Uradowana Maisha w ten sposób stworzyła Mbinguni(niebo) i Kupatanę (harmonia). Jednak  Leo stwierdził, że byłoby trochę nie w porządku by tylko jedna lwica umiała tworzyć życie i pokazał to reszcie. W ten sposób Nzuri stworzyła Mwangę (światło), Juę (słońce) i Nyotę (gwiazdę), a Kifo stworzył Maumivu (ból), Wanaosumbuliwę (cierpienie),  Machafuko (chaos) i (pod naleganiem Maishy) Usiku (noc). Mabaya okazał się nie być tak dobry w tym jak reszta i jedynym, którego mu się udało stworzyć na swoje podobieństwo był Giza (ciemność). Reszta wyglądała jak dziwnie zdeformowane potwory, więc by nie najeść się wstydu, wypuścił je na ziemię. Gdy Leo się o tym dowiedział był wściekły, ale Maisha stanęła w obronie brata i pozwoliła jego tworom zostać na ziemi. Nie wiedziała, że w krótce ma tego pożałować. 
------------------------------------------- 
Fiku miku i jestem z powrotem na moim blogu! (nie rymuje się ale nie ważne) Oto ja powracam z zmarłych by zadziwić was tym... czymś. Ten mit miał pojawić się później, ale stwierdziłam, że go wrzucę by wynagrodzić wam jakoś moją nieobecność. Zapewniam was, że trwają prace nad pierwszym rozdziałem, ale niestety musicie na niego jeszcze troszkę poczekać. Mam nadzieję, że wyjdzie wcześniej niż za 5 miesięcy, a tym czasem trzymajcie się i papaski! :)

czwartek, 26 kwietnia 2018

Wracam czy nie? + streszczenie ostatniego rozdziału K.L.N.E 2

   "Więc wracam czy nie?"
 To pytanie zadawałam sobie już od jakiegoś czasu, mimo to nadal nie znam na nie odpowiedzi. Zanim jednak rozwinę tą moją "myśl" chciałabym najpierw opisać w punktach ostatni rozdział K.L.N.E 2 więc oto jest:

1. Syreny zaczęły śpiewać i wszystkie zwierzęta zaczęły się kłócić.
2. W tym samym czasie między naszymi nadal uwięzionymi bohaterami pojawiają się kłótnie i sprzeczki, które uspokaja Maji.
3. W pewnym momencie pojawia się Bunga i wydostaje naszych bohaterów z potrzasku. Okazuje się że nie uległ śpiewu syren ponieważ miał zatkane uszy miodem.
4. Bohaterowie docierają do miejsca Kupatany gdzie nadal trwają kłótnie.
5. Po dość krótkiej walce z syrenami (której nie chce mi się opisywać 😜) Maji przywołuje wielką falę, która pokonuje trzy lwice i niszczy ich kryształy.
6. Ving'ora zostały pokonane i wszystko wróciło do normy (przynajmniej do czasu 😉)

    No więc tak to się prezentuje. A teraz wracając do sprawy mojego powrotu (lub nie). Więc jak już mówiłam już przez pewien czas zastanawiałam się nad kwestią mojego powrotu i nic nie wymyśliłam. Na dzień dzisiejszy mogę jedynie powiedzieć, że rozdziału możecie się spodziewać każdego dnia. Napiszę go jak znajdę czas między szkołą, korepetycjami i projektami oraz jak znajdę wenę. Trochę mi czasu zajmie poszukiwanie jej, ale kiedyś ją pewnie znajdę 😉. Tak więc to by było na razie tyle. Trzymajcie się ciepło i papaski! XD

niedziela, 7 stycznia 2018

Info... znowu T_T

    Coś ostatnio dużo tych inf no nie? Tym razem jednak jest to bardzo ważne, więc proszę czytać do końca, dobrze? No, więc tak robię sobie małą przerwę od bloga. Jest to spowodowane szkołą jak również prywatnymi sprawami przez które odechciewa mi się pisać cokolwiek. Nie znaczy to jednak że porzucam bloga na stałe. Po prostu zawieszam go na jakiś czas dopóki sprawy się nie poprawią. A tym czasem żegnam was i papaski :)

piątek, 29 grudnia 2017

Król Lew Nowa Era (3) prolog + wyjaśnienia co do serii


                Gdzieś na pustyni młody lew plątał się bezradnie. W ciągu kilku dni nic nie jadł i umierał z głodu. Chęci do życia dodawała mu tylko jedna myśl. Myśl o zemście. To był też jeden z głównych powodów dla którego znalazł się na pustyni. Gdy próbował dostać się do jednego ze sąsiednich stad pewna lwica, której zrobiło się mu żal powiedziała mu o jaskini znajdującej się na pustyni, w której znajdzie instrukcję jak przywołać demona, który może mu pomóc. Sam na początku nie wierzył, że coś takiego istnieje, ale gdy jego zgłoszenie się do stada zostało odrzucone, postanowił sobie, że ją znajdzie a wtedy wszyscy pożałują, że go odtrącili. W końcu po długich dniach poszukiwania znalazł to czego szukał. Jakież było jednak jego zdziwienie gdy po przeczytaniu instrukcji nic się nie stało.

- Wiedziałem, że to jakieś bzdury! Kto normalny wierzy w jakieś demony!? – krzyknął w głąb jaskini i już chciał wyjść gdy nagle ziemia zadrżała pod jego łapami.

 Odwrócił się i ku jego przerażeniu zobaczył jak w powietrzu powoli tworzy się niebieska dziura, która zaczęła migać tysiącami kolorów. Wszystko wokół niego uniosło się w powietrzu, gdy z tej dziury wyleciała postać lwa, która zaczęła unosić się nad ziemią. Przerażenie na twarzy młodego lwa zmieniło się w przerażający i pełen zła śmiech, który rozległ się po całej jaskini.

- SZYKUJCIE SIĘ LWIOZIEMCY BO MOJA ZEMSTA BĘDZIE SŁODKA! – krzyknął, a jego śmiech jeszcze długo unosił się echem po pustyni.     
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
   No więc... cześć? Jak tam minęły święta? Dawno nie pisałam no nie? Więc... Nie. Zamiast ciągnąć tutaj monolog o tym dlaczego mnie nie było i co się ze mną działo, powiem wprost: brak czasu, weny, choroba i awaria komputera. Nie wydaje mi się bym musiała wam cokolwiek wyjaśniać na ten temat. Jeżeli chodzi o to dlaczego wstawiłam prolog K.L.N.E (3), a nie drugą część finału K.L.N.E (2) to dlatego, że nie mam jej napisanej i chyba nie zamierzam na razie nic z tym zrobić. Zdałam sobie sprawę, że ten rozdział będzie się składał wyłącznie z piosenek i wypadałoby coś jeszcze wymyślić. Nie wiem kiedy będzie, ale jeśli nic mi się nie uda wymyśleć do pierwszego rozdziału K.L.N.E (3) to zrobię wam takie krótkie streszczenie tego co się stało. Tymczasem trzymajcie się i życzę wam szczęśliwego nowego roku! :) Papaski XD

wtorek, 17 października 2017

Król Lew Nowa Era (2) Rozdział 8 część 1 - Czas na finał!



                Trwały już ostatnie próby do Kupatany. Kovu stał nie daleko wejścia na scenę i czekał aż te ,,trzy przemiłe lwice” się w końcu zjawią. Nagle podeszła do niego Vitani.
- Kovu tutaj jesteś. Mogę cię prosić na sekundkę? – spytała.
                Lew przewrócił oczami. Nie miał czasu na pogaduszki, miał przecież przywitać gości.  Mimo woli jednak poszedł za lwicą.
- O co chodzi? – spytał król gdy w końcu zatrzymali się daleko od miejsca przygotowań.
- Więc parę dni temu – zaczęła lwica - gdy byłam jeszcze obrażona na Kopę przyszła do mnie Kiara by mnie pocieszyć. Powiedziała coś co mnie bardzo zaniepokoiło. – powiedziała mierząc brata wzrokiem.
- I co powiedziała ? – spytał Kovu nie do końca wiedząc o co chodzi.
- Pamiętasz ten dzień gdy narodził się Ujasiri? Nikt nie wiedział, że Tifu była w ciąży. Nawet Kion, który podobno jest jego ojcem. – Vitani coraz bardziej podejrzanie wpatrywała się w oczy brata.
                Ten zrozumiał o co chodzi i tylko odwrócił wzrok. Mimo to i tak czuł jak oko jego siostry drąży go na wskroś.
- Kiara zawsze jest gotowa przebaczyć gdy wyrazi się skruchę. Boję się tylko co Kion zrobi gdy się o tym dowie. Wątpię by udało ci się to utrzymać w tajemnicy do końca swoich dni.
- A co proponujesz żebym zrobił? – powiedział lew nadal starając się nie patrzeć na siostrę – Nie da się tego odwrócić i ty dobrze o tym wiesz.
- Chcę ci tylko powiedzieć byś następnym razem myślał co robisz. Jesteś królem, nie powinieneś unikać konsekwencji swoich czynów. –powiedziała i odeszła zostawiając brata samego.
- - -
                W tym samym czasie trwała ostateczna próba przed rozpoczęciem święta. Miejsce wyglądało prześlicznie. Na polanie nie daleko od Lwiej Skały stały dwa równoległe do siebie rzędy baobabów, prowadzące do skały (przypominającej trochę Lwią Skałę). U jej podnóża znajdowało się coś na kształt sceny, na której występowały kolejne zespoły. Kion stał przy ,,scenie” i obserwował jak przechodzą próby, nadzorowane przez syna Zazu, Zuku. Przywódca Lwiej Straży czuł się zobowiązany aby obserwować przebieg prób, ponadto w zespole śpiewał członek Lwiej Straży Beshte, który był też jego przyjacielem. Zastępował swojego ojca i szło mu to nawet nieźle.
- Dobra robota Beshte! – zawołał Kion gdy przyszedł czas na odpoczynek – twój ojciec byłby z ciebie dumny.
- Dzięki Kion – powiedział hipopotam rumieniąc.
- Dobry wieczór chłopcy. – usłyszeli za sobą głos Simby – Świetnie śpiewasz Beshte. Widzieliście może Timona i Pumbę? Powinni tu już być.
- Nie widziałem. Ciekawi mnie też jakich gości Kovu zaprosił, żeby zaśpiewali.
                W tej chwili usłyszeli wołanie Zuku:
- Koniec przerwy!

- - -
                W czasie gdy trwały przygotowania, lwiątka właśnie na nie szły. Chciały iść same ponieważ musiały wysłuchać planu Uchawi. Jednak doszliby tam o wiele szybciej gdyby nie Tai i jego ciągłe ociąganie się.
- Daleko jeszcze – marudził Tai wlokąc się za resztą przyjaciół.
- Nie, jesteśmy prawie na miejscu. – powiedziała Nyota, która miała już dość jego narzekania, tak jak z resztą inni.
- O, już widać baobaby! – zawołał Chumba, który szedł przodem.
                Ale gdy tylko lwiątka podeszły do niego, ziemia osunęła im się pod łapami i z dzikim wrzaskiem wpadły do dziury. To była pułapka z której nie prędko uda im się znaleźć wyjście.
  --------------------------------------------------------
No nareszcie znalazłam czas (i ochotę) na napisanie kolejnego rozdziału! Mam nadzieję że warto było czekać i tak jest to pierwsza część finału K.L.N.E (2), więc następna pojawi się... nie wiem kiedy :b Trzymajcie się ciepło i papaski!!!