wtorek, 17 października 2017

Król Lew Nowa Era (2) Rozdział 8 część 1 - Czas na finał!



                Trwały już ostatnie próby do Kupatany. Kovu stał nie daleko wejścia na scenę i czekał aż te ,,trzy przemiłe lwice” się w końcu zjawią. Nagle podeszła do niego Vitani.
- Kovu tutaj jesteś. Mogę cię prosić na sekundkę? – spytała.
                Lew przewrócił oczami. Nie miał czasu na pogaduszki, miał przecież przywitać gości.  Mimo woli jednak poszedł za lwicą.
- O co chodzi? – spytał król gdy w końcu zatrzymali się daleko od miejsca przygotowań.
- Więc parę dni temu – zaczęła lwica - gdy byłam jeszcze obrażona na Kopę przyszła do mnie Kiara by mnie pocieszyć. Powiedziała coś co mnie bardzo zaniepokoiło. – powiedziała mierząc brata wzrokiem.
- I co powiedziała ? – spytał Kovu nie do końca wiedząc o co chodzi.
- Pamiętasz ten dzień gdy narodził się Ujasiri? Nikt nie wiedział, że Tifu była w ciąży. Nawet Kion, który podobno jest jego ojcem. – Vitani coraz bardziej podejrzanie wpatrywała się w oczy brata.
                Ten zrozumiał o co chodzi i tylko odwrócił wzrok. Mimo to i tak czuł jak oko jego siostry drąży go na wskroś.
- Kiara zawsze jest gotowa przebaczyć gdy wyrazi się skruchę. Boję się tylko co Kion zrobi gdy się o tym dowie. Wątpię by udało ci się to utrzymać w tajemnicy do końca swoich dni.
- A co proponujesz żebym zrobił? – powiedział lew nadal starając się nie patrzeć na siostrę – Nie da się tego odwrócić i ty dobrze o tym wiesz.
- Chcę ci tylko powiedzieć byś następnym razem myślał co robisz. Jesteś królem, nie powinieneś unikać konsekwencji swoich czynów. –powiedziała i odeszła zostawiając brata samego.
- - -
                W tym samym czasie trwała ostateczna próba przed rozpoczęciem święta. Miejsce wyglądało prześlicznie. Na polanie nie daleko od Lwiej Skały stały dwa równoległe do siebie rzędy baobabów, prowadzące do skały (przypominającej trochę Lwią Skałę). U jej podnóża znajdowało się coś na kształt sceny, na której występowały kolejne zespoły. Kion stał przy ,,scenie” i obserwował jak przechodzą próby, nadzorowane przez syna Zazu, Zuku. Przywódca Lwiej Straży czuł się zobowiązany aby obserwować przebieg prób, ponadto w zespole śpiewał członek Lwiej Straży Beshte, który był też jego przyjacielem. Zastępował swojego ojca i szło mu to nawet nieźle.
- Dobra robota Beshte! – zawołał Kion gdy przyszedł czas na odpoczynek – twój ojciec byłby z ciebie dumny.
- Dzięki Kion – powiedział hipopotam rumieniąc.
- Dobry wieczór chłopcy. – usłyszeli za sobą głos Simby – Świetnie śpiewasz Beshte. Widzieliście może Timona i Pumbę? Powinni tu już być.
- Nie widziałem. Ciekawi mnie też jakich gości Kovu zaprosił, żeby zaśpiewali.
                W tej chwili usłyszeli wołanie Zuku:
- Koniec przerwy!

- - -
                W czasie gdy trwały przygotowania, lwiątka właśnie na nie szły. Chciały iść same ponieważ musiały wysłuchać planu Uchawi. Jednak doszliby tam o wiele szybciej gdyby nie Tai i jego ciągłe ociąganie się.
- Daleko jeszcze – marudził Tai wlokąc się za resztą przyjaciół.
- Nie, jesteśmy prawie na miejscu. – powiedziała Nyota, która miała już dość jego narzekania, tak jak z resztą inni.
- O, już widać baobaby! – zawołał Chumba, który szedł przodem.
                Ale gdy tylko lwiątka podeszły do niego, ziemia osunęła im się pod łapami i z dzikim wrzaskiem wpadły do dziury. To była pułapka z której nie prędko uda im się znaleźć wyjście.
  --------------------------------------------------------
No nareszcie znalazłam czas (i ochotę) na napisanie kolejnego rozdziału! Mam nadzieję że warto było czekać i tak jest to pierwsza część finału K.L.N.E (2), więc następna pojawi się... nie wiem kiedy :b Trzymajcie się ciepło i papaski!!!