Następnego
dnia Kopa tak jak powiedział poszedł odwiedzić Vitani.
- Puk, puk! – zawołał z progu.
Lwica
rzuciła na niego krótkie, przenikliwe spojrzenie i odwróciła głowę.
- Hej, miałaś się spytać kto tam? – powiedział Kopa czując
się już mniej komfortowo.
Vitani
nawet nie raczyła na niego spojrzeć tylko warknęła.
- Yyyy… więc mogę wejść? – spytał Kopa teraz już kompletnie
zbity z tropu.
- Nie – krótko odpowiedziała Vitani.
- Ej, nie daj się prosić kochanie – powiedział flirciarsko
Kopa.
Tego dla
Vitani było już za wiele. Podeszła do niego i uderzyła go z liścia w twarz.
- Hej a to za co?! - zawołał zdziwiony Kopa.
- JAK ŚMIESZ NAZYWAĆ MNIE KOCHANIE PO TYM JAK ZOSTAWIŁEŚ
MNIE I SWOJEGO SYNA DLA INNEJ LWICY!? – wrzeszczała wściekła Vitani.
- Zrozum musiałem to zrobić by zapobiec wojnie! – krzyknął
Kopa.
- ZOSTAW MNIE W SPOKOJU! – wrzasnęła Vitani i wybiegła na
sawannę.
- VITANI CZEKAJ! – krzyknął za nią Kopa, ale ona była już
daleko.
- - -
Kopa
długo szukał Vitani, aż w końcu znalazł ją siedzącą nad małym strumyczkiem.
- Wiem, że zrobiłeś to dla dobra wszystkich, ale to nadal
boli – powiedziała Vitani po czym zaczęła lekko pochlipywać – przepraszam po-po
prostu musiałam t-to z-z siebie wyrzucić – powiedziała rozpłakując się.
- Też cię przepraszam nie powinienem był cię denerwować. –
powiedział Kopa spuszczając lekko głowę.
Zapadła
chwilowa cisza.
- To ja już może zostawię cię w spokoju. – szepnął Kopa po
czym powoli szedł w stronę Lwiej Skały zostawiając Vitani samą.
Nie
wiedział jednak, że przez cały czas byli obserwowani.
----------------------------------------------------------------
Dzisiaj trochę krótko, ale chciałam już mieć to z głowy i nie miałam pomysłu co napisać dalej. Życzę wam miłego i pogodnego dnia. No to papaski!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz