Tego wieczoru Kion siedział przy wodopoju,
wpatrując się w taflę wody. Właśnie
wrócił z misji, a gdy dowiedział się co się stało, był załamany. Martwił go nie
tylko fakt, że jego przyjaciółka straciła męża i dziecko, ale też myślał, że to
jego wina. Przecież to właśnie on, jako przywódca Lwiej Straży, powinien
zapobiec takim zdarzeniom. Żałował, że
go wtedy nie było i nie mógł pomóc. Czuł, że zawiódł.
Nagle w jego głowie
zaczęły pojawiać się wspomnienia z dzieciństwa, które zmieniały się z każdą
chwilą. Przypomniał sobie jak dowiedział się o tym, że jest przywódcą Lwiej
Straży oraz różne przygody, które miał jako dziecko… Ah to były czasy… Ale cóż
to? Przed oczyma mignęło mu wspomnienie dwóch zdarzeń, o których wcześniej zapomniał.
Pierwszy przedstawiał jak on i jedna lwiczka przytulają się do siebie. Dobrze wiedział kim była ta lwiczka. To była
Tifu. Siedzieli razem nad wodopojem i szeptali sobie coś.
Drugi obraz za
to, był kompletnym przeciwieństwem tego, co przed chwilą zobaczył. Jakaś
lwiczka łasiła się do niego, a on ją odpychał. To była Zuri starsza siostra
Tifu. Ona się w nim zakochała, zaś on traktował ją jak przyjaciółkę.
To właśnie
spowodowało wielką kłótnię między Zuri a Tifu. W ostateczności wygrała Tifu, a
Zuri znalazła sobie innego i mieli razem dziecko. To właśnie ona była tą lwicą,
której Kion żałował, że nie pomógł. Spojrzał w niebo i przez dłuższą chwile
wpatrywał się w nie, zastanawiając się, czy prosić Mufasę o pomoc, czy też nie.
W końcu zrezygnował, położył się na murawie i zasnął.
***
Słońce już chyliło się ku zachodowi, ale Kiara
nie poszła do groty, tylko siedziała na czubku Lwiej Skały zapatrzona w
zachodzące słońce. W końcu jej smutek zauważyła Nala, która właśnie wróciła ze
spaceru. Podeszła do córki i usiadła przy niej.
- Ładny zachód słońca, co nie – zagadnęła.
Kiara w ogóle nie zwróciła uwagi
na matkę, tylko nadal siedziała, patrząc przed siebie i wzdychając.
- Hej jesteś tam? – prawie
krzyknęła Nala, aby córka ją usłyszała.
- Co… o co chodzi, czy coś się
pali?! – ocknęła się Kiara
- Dlaczego jesteś smutna? –
spytała troskliwie starsza lwica.
- Ah, to ty mamo. Nic, nic się
nie stało, ale – westchnęła – Zuri to moja przyjaciółka i naprawdę jej
współczuje. Wiem jak to jest, kiedy kogoś tracisz.
Nala przytuliła do siebie córkę,
która zaczęła lekko pochlipywać.
- Nie przejmuj się, da sobie
radę, w końcu jest bardzo silną lwicą i ma wspaniałych przyjaciół.
- Najp…p…pierw Roho z…zaginął a
teraz J…J…Jasiri nie żyje i j…j…eszcze ta b…b…iedna mała lwiczka. J…j…a chyba
tego nie wytrzymam – jąkała się przez łzy.
Lwica przytuliła mocniej córkę i
przez chwilę obydwie lwice razem
wpatrywały się w zachód słońca.
Simba chodził wokoło Lwiej Skały i sam nie wiedział, czy ma się gniewać,
czy płakać. Był zły na siebie, że pozwolił Zuri i Jasiriemu zostać w grocie. Był
też z tego powodu smutny. „Może już taki będę zły i smutny” - pomyślał. Jednak szybko
odrzucił tę myśl, gdyż wydała mu się głupia. Chodził ze spuszczoną głową
pogrążony w swoich myślach. Nagle poczuł ból w plecach, który dokuczał mu już
od trzech dni.
- Stary jestem – powiedział sam
do siebie. - nie potrafię już rządzić.
Szedł, aż w końcu dotarł na
cmentarz lwów, gdzie byli pochowani wszyscy członkowie królewskiej rodziny.
Simba zatrzymał się przed grobem swojego ojca i usiadł. Już podjął decyzje,
która mogła wpłynąć na losy całej Lwiej Ziemi i wiedział, że to będzie ostatnia
decyzja, którą podejmie jako król.
----------------------------------------------------------------------------------
Siemanko, więc tak, dzisiaj trochę spokojniejszy rozdział, bo w końcu każdy potrzebuje odpoczynku, a po drugie sorry za to, że dość długo nie było wpisów na bloga, ale nie mam dostępu do komputera, więc sami rozumiecie. No to do następnego i papaski!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz